Zagubieni w labiryncie Toskanii
Podczas letniej podróży do Toskanii, zdecydowaliśmy się z mężem na zwiedzanie mniej znanych zakątków tej malowniczej krainy. Z dala od turystycznego zgiełku Florencji czy Pizy, znaleźliśmy małe miasteczko, ukryte pośród wzgórz i winnic. Jego nazwa brzmiała Montemerano – miejsce, które według przewodników miało pozostać nieodkrytym klejnotem regionu. Dotarliśmy tam wczesnym rankiem, a delikatna mgła otulała brukowane uliczki. Po śniadaniu w lokalnej kawiarni, postanowiliśmy pozwolić sobie na spontaniczne zwiedzanie, bez planu, bez mapy – tylko my i tajemnicze uliczki prowadzące nie wiadomo dokąd.
Spacerując, zauważyliśmy starą, kamienną bramę, która wydawała się prowadzić do wewnętrznego ogrodu. Nie mogliśmy się oprzeć, aby przez nią przejść. Po drugiej stronie ukazał się nam labirynt z żywopłotów, otoczony różnorodnymi kwiatami. Zafascynowani pięknem tego miejsca, postanowiliśmy wejść do środka. Początkowo ścieżki wydawały się proste, lecz im głębiej szliśmy, tym bardziej plątały się korytarze zieleni. Na początku śmialiśmy się z naszych prób odnalezienia właściwej drogi, ale z czasem zaczęliśmy się zastanawiać, czy na pewno uda nam się znaleźć wyjście.
Labirynt okazał się być większy, niż się spodziewaliśmy, a ciche szelesty liści i śpiew ptaków potęgowały wrażenie, że znaleźliśmy się w magicznym miejscu. Po godzinie błądzenia, kiedy słońce zaczęło przygrzewać coraz mocniej, a my czuliśmy się zagubieni jak dzieci, usłyszeliśmy delikatne dźwięki mandoliny. Szliśmy za dźwiękiem, aż dotarliśmy do małej polany w samym sercu labiryntu. Na kamiennym murku siedział starszy mężczyzna, grający starą, toskańską melodię. Uśmiechnął się do nas i zaprosił, abyśmy usiedli.
Opowiedział nam historię tego miejsca, które przez lata było sekretnym ogrodem lokalnej arystokracji. Labirynt służył jako miejsce medytacji i spotkań miłosnych. Mężczyzna, którego nazywano Luco, okazał się być strażnikiem tej posiadłości. Poczęstował nas lokalnym winem i serem, opowiadając historie o dawnych właścicielach oraz o ukrytych skarbach, które według legendy miały być ukryte w ogrodzie. Spędziliśmy tam kilka godzin, słuchając opowieści i delektując się spokojem, jaki oferowała Toskania.
Kiedy w końcu postanowiliśmy wrócić, Luco poprowadził nas skrótem, którego sami nigdy byśmy nie znaleźli. Pożegnaliśmy się z nim z żalem, mając wrażenie, że przeżyliśmy coś wyjątkowego, co pozostanie z nami na zawsze. Tego dnia zrozumieliśmy, że czasem warto zboczyć z utartych szlaków, by znaleźć miejsca, które kryją prawdziwą magię – w tym przypadku zaklętą w tajemniczym labiryncie Toskanii.